czerwca 25, 2015
Kredens i tapeta
czerwca 25, 2015Witajcie :) Dziękuję za tyle miłych komentarzy, które zostawiliście pod ostatnim postem. Moja pracownia to rzeczywiście miejsce wyjątkowe ...
Witajcie :)
Dziękuję za tyle miłych komentarzy, które zostawiliście pod ostatnim postem. Moja pracownia to rzeczywiście miejsce wyjątkowe nie tylko dla mnie, każdy kto do mnie zagląda podziela ten pogląd wychodzi z masą zdjęć w telefonie i chyba czymś takim w ogóle dobrym :)
Bardzo się cieszę, bo wiadomo, że nasze miejsca to my sami, więc najczęściej tworzymy je z potrzeby przeżycia czegoś pięknego, zachowania tego piękna czy klimatu.
Dziś pokażę Wam kawałek mojego, nazwijmy to livingroomu. Nie używam słowa salon, bo nie pasuje zupełnie do tego pokoju. A w ogóle jakoś nie lubię słowa salon. Jest to pokój, w którym spędzamy najwięcej czasu, łącznie z odrabianiem lekcji, siedzeniem przy laptopach czy jedzeniem, a a nawet drzemkami i lenistwem ogólnym;-)
Pokój ten nie przechodził szczególnych metamorfoz, odkąd wprowadziliśmy się do tego mieszkania wszystkie jego ściany machnęłam na biało i czekałam na rozwój wypadków (tylko kuchnia była szara). Pokoje dzieci próbowały nabrać jakiegoś koloru, ale za każdym razem kończyło się to powrotem do bieli (w pokoju Witka ostatecznie zagościła szara lamperia).
Jakkolwiek jestem fanką kolorów w ogóle, tak ściany w kolorze to już wyższa szkoła jazdy. Na tyle są zobowiązujące, że cała reszta musi, a przynajmniej powinna ze sobą grać.
Biel jak to biel... daje mnóstwo możliwości aranżacyjnych.
Przyszedł czas na kredens, który mogliście obejrzeć TUTAJ mój ulubiony i własnoręcznie wypieszczony z każdej strony mebel, który postanowiłam odmienić.
Kiedy z sześć lat temu odkryłam kolor szary i jego obłędną wersję taupe, wzrok mój padł na kredens... jednak długo patrząc na niego doszłam do wniosku, że to nie ta forma mebla i odpuściłam sobie czekając, aż coś mi się wykluje w głowie. W międzyczasie "poleciałam" szarościami inne meble, łącznie z drzwiami (no... nie była to wprawdzie szarość taupe, ale szary jak to szary, każdy ładny).
Jako, że nie lubię robić nic na siłę, zwłaszcza gdy nie mam pomysłu darowałam sobie kolejne kombinacje licząc na olśnienie... Bardzo potrzebowałam zmienić COŚ we wnętrzu, ale żeby nie przewalać od razu wszystkiego do góry nogami. Czasem wystarczy niewielki ruch by całe wnętrze nabrało wyrazu.
I właśnie tego wyrazu brakowało mi. Szukałam odpowiedniego koloru dla kredensu ale tak, żeby nie znudził mi się po tygodniu. Grzebiąc w pamięci przypomniałam sobie, że w moim rodzinnym domu stał sobie kiedyś artdecowski, drewniany kwietnik... piękny tak, że teraz dałabym się pokroić na kawałeczki i posolić by taki zdobyć... i ten kwietnik był....
....CZARNY.....
Bożesz ty mój ile to się człek musi nagłówkować by dojść do tak prostych rozwiązań....
Wałek do malowania, czarna farba Beckersa z lekkim połyskiem, ale myślę, że połysk powinien być mocniejszy i proszę.... zupełnie inny kredens...
No i kiedy już zrealizowałam swój pomysł na "nowy" mebel.... zaczęłam myśleć o ścianach... Kolor-niekolor..... co tu dać. I znów sobie uświadomiłam, że od dwóch lat co najmniej mam z tyłu głowy tapety i to jakieś takie kwieciste. Z tapetami to mam jeszcze większy problem, bo nigdy nie lubiłam wytapetowanych pomieszczeń, a i jeśli chodzi o ich znajomość to już w ogóle.
Zero totalne....
Kiedyś, kiedyś przyglądałam się tapetom z PIP STUDIO, bo wymyśliłam sobie szafę oklejoną taką tapetą, ale pomysł umknął szybciej niż się pojawił, bo nie mam zielonego o naklejaniu tapet na meble, a cena tych z PS utwierdziła mnie w przekonaniu, że lepiej zająć się czymś innym...
Jednak tapety nie dawały mi spokoju, grzebałam w sieci, w magazynach wnętrzarskich i gdzie się dało i coraz bardziej czułam, że o to chodzi.
No dobra, aby w ogóle zacząć swoją przygodę z czymś nowym to trzeba to wziąć w rękę, pomacać, powąchać.. pojechałam do najbliższego marketu budowlanego i pognałam do działu z tapetami....
Szału nie było tak na pierwszy rzut oka (Leroy Merlin), ale po bliższym przyjrzeniu się oczom moim ukazała się tapeta, która jakby była najbliższa temu co mi w głowie kołatało (tu możecie luknąć)
Ale przy kolejnej wizycie wpadła mi w oko Oriental Black Graham & Brown i stwierdziłam, że jest absolutnie tą, której na ten moment szukałam.
No i wygląda to tak:
Dziękuję za tyle miłych komentarzy, które zostawiliście pod ostatnim postem. Moja pracownia to rzeczywiście miejsce wyjątkowe nie tylko dla mnie, każdy kto do mnie zagląda podziela ten pogląd wychodzi z masą zdjęć w telefonie i chyba czymś takim w ogóle dobrym :)
Bardzo się cieszę, bo wiadomo, że nasze miejsca to my sami, więc najczęściej tworzymy je z potrzeby przeżycia czegoś pięknego, zachowania tego piękna czy klimatu.
Dziś pokażę Wam kawałek mojego, nazwijmy to livingroomu. Nie używam słowa salon, bo nie pasuje zupełnie do tego pokoju. A w ogóle jakoś nie lubię słowa salon. Jest to pokój, w którym spędzamy najwięcej czasu, łącznie z odrabianiem lekcji, siedzeniem przy laptopach czy jedzeniem, a a nawet drzemkami i lenistwem ogólnym;-)
Pokój ten nie przechodził szczególnych metamorfoz, odkąd wprowadziliśmy się do tego mieszkania wszystkie jego ściany machnęłam na biało i czekałam na rozwój wypadków (tylko kuchnia była szara). Pokoje dzieci próbowały nabrać jakiegoś koloru, ale za każdym razem kończyło się to powrotem do bieli (w pokoju Witka ostatecznie zagościła szara lamperia).
Jakkolwiek jestem fanką kolorów w ogóle, tak ściany w kolorze to już wyższa szkoła jazdy. Na tyle są zobowiązujące, że cała reszta musi, a przynajmniej powinna ze sobą grać.
Biel jak to biel... daje mnóstwo możliwości aranżacyjnych.
Przyszedł czas na kredens, który mogliście obejrzeć TUTAJ mój ulubiony i własnoręcznie wypieszczony z każdej strony mebel, który postanowiłam odmienić.
Kiedy z sześć lat temu odkryłam kolor szary i jego obłędną wersję taupe, wzrok mój padł na kredens... jednak długo patrząc na niego doszłam do wniosku, że to nie ta forma mebla i odpuściłam sobie czekając, aż coś mi się wykluje w głowie. W międzyczasie "poleciałam" szarościami inne meble, łącznie z drzwiami (no... nie była to wprawdzie szarość taupe, ale szary jak to szary, każdy ładny).
Jako, że nie lubię robić nic na siłę, zwłaszcza gdy nie mam pomysłu darowałam sobie kolejne kombinacje licząc na olśnienie... Bardzo potrzebowałam zmienić COŚ we wnętrzu, ale żeby nie przewalać od razu wszystkiego do góry nogami. Czasem wystarczy niewielki ruch by całe wnętrze nabrało wyrazu.
I właśnie tego wyrazu brakowało mi. Szukałam odpowiedniego koloru dla kredensu ale tak, żeby nie znudził mi się po tygodniu. Grzebiąc w pamięci przypomniałam sobie, że w moim rodzinnym domu stał sobie kiedyś artdecowski, drewniany kwietnik... piękny tak, że teraz dałabym się pokroić na kawałeczki i posolić by taki zdobyć... i ten kwietnik był....
....CZARNY.....
Bożesz ty mój ile to się człek musi nagłówkować by dojść do tak prostych rozwiązań....
Wałek do malowania, czarna farba Beckersa z lekkim połyskiem, ale myślę, że połysk powinien być mocniejszy i proszę.... zupełnie inny kredens...
No i kiedy już zrealizowałam swój pomysł na "nowy" mebel.... zaczęłam myśleć o ścianach... Kolor-niekolor..... co tu dać. I znów sobie uświadomiłam, że od dwóch lat co najmniej mam z tyłu głowy tapety i to jakieś takie kwieciste. Z tapetami to mam jeszcze większy problem, bo nigdy nie lubiłam wytapetowanych pomieszczeń, a i jeśli chodzi o ich znajomość to już w ogóle.
Zero totalne....
Kiedyś, kiedyś przyglądałam się tapetom z PIP STUDIO, bo wymyśliłam sobie szafę oklejoną taką tapetą, ale pomysł umknął szybciej niż się pojawił, bo nie mam zielonego o naklejaniu tapet na meble, a cena tych z PS utwierdziła mnie w przekonaniu, że lepiej zająć się czymś innym...
Jednak tapety nie dawały mi spokoju, grzebałam w sieci, w magazynach wnętrzarskich i gdzie się dało i coraz bardziej czułam, że o to chodzi.
No dobra, aby w ogóle zacząć swoją przygodę z czymś nowym to trzeba to wziąć w rękę, pomacać, powąchać.. pojechałam do najbliższego marketu budowlanego i pognałam do działu z tapetami....
Szału nie było tak na pierwszy rzut oka (Leroy Merlin), ale po bliższym przyjrzeniu się oczom moim ukazała się tapeta, która jakby była najbliższa temu co mi w głowie kołatało (tu możecie luknąć)
Ale przy kolejnej wizycie wpadła mi w oko Oriental Black Graham & Brown i stwierdziłam, że jest absolutnie tą, której na ten moment szukałam.
No i wygląda to tak:
Pokój jeszcze będzie przechodził zmiany, bo podłoga jest do wymiany, nad kanapą powstanie galeria obrazów, grafik i rysunków, a na oknach powieszę lniane zasłony ombre (też z czernią).
Jak widzicie jedno z krzeseł też jest ombre :))
Zanim to jednak zrobię znów pewnie upłynie sporo czasu (ci co mnie podglądają na Instagramie, zauważyli może, że kredens malowałam wiosną ubiegłego roku, więc można powiedzieć tempo mam obłędne :)))))
Wbrew pozorom nowoczesne quilty wcale dobrze radzą sobie z kwiecistością tapety :)
Druga strona pokoju wygląda równie ciekawie choć już bez tapety. Kredens w zestawie ma pomocnik, który również teraz jest czary.... ale na całość pokoju będziecie musieli jeszcze trochę poczekać.
Tymczasem tym, którzy dotarli do końca posta dziękuję :) pozdrawiam Was ciepło i do miłego!!!!