#zerowaste w natarciu czyli rozdaję słodkości

 W pracowni przemiany, porządki, czyszczenie magazynu, opróżnianie szaf i półek. Czas na zmiany. Nic strasznego. Ale przez te lata zebrało s...

 W pracowni przemiany, porządki, czyszczenie magazynu, opróżnianie szaf i półek. Czas na zmiany. Nic strasznego. Ale przez te lata zebrało się tego i owego w nadmiarze powiedziałabym.

Jako osoba wychowana w kulcie #zerowaste, bo jak można dziś nazwać pokolenie urodzone w PRL, dawanie drugiego życia, wykorzystywanie resztek, rzeczy pozornie niepotrzebnych stało się taką trochę pasją (oprócz konieczności).

Jestem głęboko przekonana, patrząc na ilości produkowanych śmieci (choćby przeze mnie), że ludzkość ogarnie się i młode pokolenia zaczną dostrzegać konieczność uważnego przyjrzenia się niszczącej działalności rasy dwunogów.

Chciałam zaprosić Was do zabawy. Opowiedzcie, napiszcie jaki jest Wasz ulubiony kolor, dlaczego wł
aśnie on i gdzie go najchętniej widzicie. W czym wykorzystujecie lub wykorzystacie.


Dla trzech autorek/autorów najciekawszych odpowiedzi mam zestawy dwóch przecudnej urody, lnianych kosmetyczek zawadiacko szczerzących zlote zęby (ha ha ha).

Kosmetyczunie wykonane z resztek najpiękniejszych lnów jakie posiadłam w pracowni, tak więc unikatowość gwarantowana.

Zabawa generalnie trwa na Instagramie, ale też dla tych, którzy nie mają kont instagramowych mam propozycję zostawienia  odpowiedzi w komentarzu na blogu.

Do 13 lutego, do 23.59 

----------

To widzimy się!!!!

You Might Also Like

3 comments

  1. Gratulacje za pomysł zero waste! Uwielbiam len od dziecka.W moim rodzinnym domu (skromnym i biednym)zawsze pościel była lniana, a bogatsi sąsiedzi suszyli na sznurach pościel z satyny bawełnianej. Ja jednak kochałam szorstkość lnu i zapach pościeli suszonej na wietrze. Dziś zwyczajnie nie stać mnie na taki wydatek. Mam kilka perełek z dawnych czasów, np. ścierkę kuchenną , która ma już 48 lat. Kolory są trochę wyblakłe, ale i tak wygląda szlachetnie!Najbardziej lubię błękit! Przypomina mi on obrazek z dzieciństwa: letnie niebo, pościel na sznurach, hamak pod jabłonką i ja- mała dziewczynka w tym hamaku. Ech, łza się w oku kręci! Pozdrawiam
    Helena









    h

    OdpowiedzUsuń
  2. Reniu ten pomysł to złoto, a kosmetyczki są przecudne! Wiesz pewnie, że moją największą słabością jest róż :) W ubraniach, poduszkach, ulubionych wazonach, czy nawet pierścionkach i kosmetykach. Wybieram najczęściej te wersje pudrowe w połączeniu z bielą, szarością, grafitem lub teraz najchętniej z kolorem masła, który od kilku tygodnie chodzi mi po głowie.. No kocham róż i już :)) Pozdrawiam cieplutko w ten paskudny dzień :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dzień dobry, nie mogę odpowiedzieć na pytanie o ulubiony kolor, ponieważ mam dwa: niebieski i zielony. Co ciekawe, niebieski znielubiłam na lata, ponieważ gdy byłam dzieckiem, mama ubierała mnie w tym właśnie kolorze. Chyba czułam przesyt tych cukierkowych niebieskości i kiedy weszłam, jako nastolatka, w fazę buntu, odstawiłam ten kolor na lata, czego teraz żałuję. Ubierałam się w jakieś rudości i zielenie, ale jeśli już to raczej khaki, niż coś bardziej zdecydowanego i co tu dużo mówić, radośniejszego! Konsekwentnie ignorowałam fakt, że jest mi w tych kolorach, delikatnie mówiąc, nie po drodze. Będąc przed 40-ką nagle doznałam olśnienia, że niepotrzebnie fazę buntu kolorystycznego rozciągnęłam na lata i od tej pory błękity i zielenie to moje ulubione kolory, które wzajemnie się u mnie przenikają. Latem - błękity i turkusy umilają mi życie, dotyczy to nie tylko mojej garderoby, ale i urządzenia domu, bo przecież kolor, faktura tkanin mają zdecydowaną moc tworzenia niepowtarzalnego klimatu. Z kolei wiosną, na myśl o zieleni, czuję przyspieszone bicie serca, że oto już za chwilę zacznie się ten niesamowity spektakl, jaki sprezentuje nam budząca się do życia natura, i wtedy u mnie królują zielenie! To przychodzi do mnie tak naturalnie, budzę się pewnego dnia i już wiem, że wróciły do mnie zielenie! A tak w ogóle to kolor odgrywa w moim życiu ogromną rolę, ponieważ wpływa na mój nastrój, chyba nawet nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo w moich wyborach kieruję się właśnie kolorem, to pierwszy impuls, który przesądza o tym, czy coś mi się podoba czy nie. Otaczając się ulubioną paletą kolorów łatwiej przejść przez brzydki, szarobury dzień, bo mając na ramionach chustę w ulubionych kolorach, mogę stawić czoła brzydkiej pogodzie, kiedy nie ma słońca, od którego jestem uzależniona. To taki mój prywatny lek, który sobie sama aplikuję w oczekiwaniu na wiosnę, kiedy wreszcie będę mogą cieszyć się kolorami wokół siebie. Bo u mnie z ulubionymi kolorami jest tak, że otaczając się nimi wiem, że co prawda nie sprawię, że problemy znikną, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, ale łatwiej mi przychodzi stawienie im czoła! Pozdrawiam serdecznie Bogda J.

    OdpowiedzUsuń