Wreszcie zrobiło się ładnie, wszyscy na to czekaliśmy. Prace ogrodowe ruszyły z kopyta, choć gdy widzę ile mam jeszcze do zrobienia, ogarnia mnie lekkie przerażenie. Weekend poświęciłam na nowe zasiewy oraz zorganizowanie życia w foliaku. Zabrałam się również za warzywnik, który stał się celem kocich ataków, w sensie wykorzystywania go jako kuwety.
Najprzyjemniejszy widok tej wiosny |
Drugą rzeczą było usunięcie agrotkaniny. Dwa lata temu położyłam ją w miejscu, w którym chciałam założyć warzywnik, aby poskromić szalejące chwasty. W podniesionych grządkach rzecz jasna wycięłam agrotkaninę, aby drogocenne skarby matki ziemi mogły zagościć na grządce, choć otrzymały barierę w postaci kartonów, drobnych gałęzi, liści pokrzyw i dobrej ziemi.
Tak naprędce zrobione antykotowe zasieki, myślę nad czymś bardziej wyględnym i funkcjoalnym |
Agro została tylko w części ścieżek pomiędzy rabatami, ale przyznam, że i to nie był zbyt dobry pomył. Agrotkanina jest plecionką, jest więc przepuszczalna. Trawy i perz z radością utrworzyły na niej swoje siedliska. Fakt, łatwiej usuwa się kłącza traw i perzu, ale..... odkryłam jeszcze jedną rzecz, mianowicie siedliska ślimaków, zarówno skorupkowych (generalnie siejacych mniejsze spustoszenie w ogrodzie) jak i obrzydliwych śliników luzytańskich i pomrowów - czyli tych bezdomnych.
Uwielbiam ten zapach po otwarciu foliaka |
Moje patenty na mocowanie etykiet |
Malutkie klamerki kupione w ogrodniczym |
Ubiegłoroczna walka z nimi, przegrana zresztą uświadomiła mi, że muszę ogarnąć warunki jakie im tworzę do radosnego rozmnażania się.
I tak:
strona północna działki - zgadza się
zarośla i chaszcze - zgadza się
głębokie trawy - zgadza się
pozostawione gałęzie i odpady z drzew - zgadza się
Nie wiem na ile moje działania okażą się skuteczne, ale samo podniesienie agrotkaininy, cegieł odkryło małe pomrowiki i niemowlaczki śliników. Mam nadzieję że ptaki zajęły się tym towarzystwem, a ile jeszcze ich wyjdzie z ziemi..... wolę nie myśleć.
Patent na ogrzanie foliaka, gdyby te minusy jednak nastały nocami |
Na ścieżki tymczasem wysypałam drewniane zrębki (akurat miałam je na podorędziu). Jak się nie sprawdzą będę myśleć dalej.
Tak więc weekend bardzo pracowity, nasiane, przepikowane, nieco ogarnięte.
Piękna pogoda ciągnie człeka na zewnątrz, kawa, herbata, jakieś ciacho, na wieczorne wino jeszcze za zimno. Stąd szybki pomysł na szybkie ciasto: kisielowiec. Skąd przekonanie, że to ciasto z dzieciństwa - nie wiem. Przepis gdzieś pałętał się po domu, a ja miałam ogromną ochotę na coś lekkiego i prostego (nawet nie macie pojęcia jak zasmakowało mojej suce ha ha ha,).
Przepis w sam raz dla mnie (znów gromkie ha ha ha).
3 jajka
50 g cukru
45 g mąki
łyżeczka proszku do pieczenia
kisiel
Jajka ubić z cukrem, dodawać mąkę i proszek do pieczenia, pokręcić chwilę i dodać ulubiony kisiel.
Piec 30 min w temp. 180 stopni. Bez termoobiegu.
No i ciacho gotowe |
Obczaję jeszcze jakieś dodatki, kremy, owoce, galaretki. Fajna baza ten kisielowiec |
1 comments
Świetnie się czyta twoje wpisy
OdpowiedzUsuń