Temat interesuje mnie od dawna, przy okazji moich ciągot do japońskiego boro o którym pisałam TUTAJ.
Czytam tu i ówdzie o tym, że to nowy trend wnętrzarski w 2018 roku. Mogę się tylko cieszyć, bo nie ukrywam lubię jego różnorodność, swoistą śmieciarskość, nietuzinkowość, ale ciekawa jestem czy przyjmie się w naszych wnętrzach. Po latach lansu minimalizmu, prostoty, przejrzystości, wabi sabi jawi się jako kompletna przeciwwaga minimalistycznej sterylności.
Czym jest ów tajemnicze wabi sabi? Jest japońskim światopoglądem celebrującym niedoskonoałości, Wabi oznacza prostotę, Sabi - piękno, które wynika z upływajacego czasu - czyli krótko mówiąc wadliwe piękno.
Jak to zatem interpretować?
Wabi sabi to spojrzenie na rzeczy i przedmioty przez pryzmat ich wieku, procesu starzenia się czy też niedoskonałości wynikających z ręcznego toku produkcji (coś dla nieperfekcjonistów, czyli dla mnie)
Tak więc doskonale w ten styl wkomponuje się ręcznie formowana ceramika, ręcznie szyte rzeczy zwłaszcza z tkanin, które noszą piętno czasu lub też doskonale potrafią wpisać się w tę stylistykę. Len, płótno, surówka.
Ale także przedmioty, które są nagryzione zębem czasu. Potłuczona filiżanka, talerz czy wazon po sklejeniu będzie idealnym elementem dekoracyjnym wnętrza w duchu wabi sabi.
Stary fotel, kanapa ze zniszczoną tapicerką i uzupełnioną nową, czy niekoniecznie nową, ale inną tkaniną. Stary stół, skrzynia, stołek noszące ślady dawnej świetności, ale i także upływającego czasu. Bez specjalnego liftingu, albo z tak niewidocznym liftingiem jakby go nie było.
Surowa estetyka wabi sabi to propozycja dla tych, którzy lubią prostotę, naturalność, rustykalny charakter i wszelkiego rodzaju niedoskonałości rzeczy.
Od lat w blogosferze obserwuję współistnienie wabi sabi z innymi stylami, często wnętrza rystykalne czy industrialne nie są pozbawione estetyki wabi sabi, ale zdarza się także, że nowoczesne, proste i minimalistyczne zawierają jakiś jego niewielki element - stara deska do krojenia, ceramika, skrzynia czy pojedynczy mebel. Można więc powiedzieć, że styl wcale nie jest nowy, a może bardziej odkrywany na nowo. Wszak pomięta, lniana pościel czy narzuty, lniane zasłony, które w swoim życiu nie widziały ani wtyczki od żelazka, zwieszające się obrusy z lnu czy bieżniki z worków po kawie to prawie ikona wnętrzarstwa (za te nieuprasowane obrusy parę lat temu dostało mi się w komentarzach :)
U nas dość krytycznie podchodzimy do tego stylu, mam wrażenie, że kojarzy nam się z biedą ubiegłych stuleci, sama czasem spotykałam się z pytaniem, a ten stary stołek to na co ci, wyrzuć go. To samo dotyczyło mnóstwa innyc przedmiotów, mebli czy tkanin, które z pietyzmem gromadziłam.
No i proszę, całe moje otoczenie jest wypełnione przedmiotami, które doskonale charakteryzują wabi sabi. Począwszy od elementów w moim domu, poprzez pracownię, atelier, ogród, letni domek.
Urzeka mnie ta niedoskonałość, ślad czasu, surowość. Takie jakieś zimno, które sprawia, że bardzo chce się ten przedmiot ożywić, ocieplić, wnieść w kręgi domowego ogniska, ogrzać.
Nie będę ukrywać, że jestem fanką przedmiotów, ta stara szafa po drobnym liftingu będzie stała w mojej kuchni....
Nowoczesny patchwork doskonale harmonizuje ze stylistką starych przedmiotów.
Stara deska, zryta czasem, wysmagana deszczem, wiatrem i licho wie czym, doskonale służy mi jako taca na poranną kawę.
Wiele z tych przedmiotów używam normalnie w swoim otoczeniu i zupełnie cieszy mnie ich obecność.
Każdy ślad dawnej świetności przywodzi na myśl przeszłość, zastygam razem z nimi w jakimś nieokreślonym niebycie i stałości.
Co chyba w tym szybkim przemijaniu jest bardzo potrzebne.
0 comments