No muszę bo się uduszę. Niedawno koleżanka poczęstowała mnie szarlotką tak wyjątkową, że choć twierdzę, że już niewiele mnie zaskoczy w życiu, to jednak TA SZARLOTKA sprawiła, że oszalałam.

Uwielbiam szarlotkę w każdym wydaniu, najchętniej oczywiście taką, którą szybko się robi i smakuje najlepiej w świecie. Oczywiście nie mam nic przeciwko szarlotkom, które robi się długo i cyzeluje każdy jej etap produkcji, ale to nie dla mnie.

Składniki:

jabłka w ilości dowolnej ale raczej bliżej 0,5-1 kg

galaretki sztuk 2-3 (ja dodałam 3 o smaku cytrynowym)

biszkopty - mogą być okrągłe albo podłużne, tak ok. połowy paczki z Lidla

serek mascarpone i śmietana 30% 

Jabłka kroimy, prużymy w niewielkiej ilości wody, gdy będą miękkie dosypujemy galaretki, mieszamy i  gdy będą wystarczająco schłodzone wykładamy na ułożone na blasze biszkopty. Siup do lodówki i czekamy, aż galaretka stężeje.

Ubijamy śmietankę łączymy z serkiem mascarpone i wykładamy na stężone jabłka.

Voila I gotowe!

Plusem dla mnie jest to, że deser nie jest słodki. Cukier zawarty w galaretce i biszkoptach jest wystarczający. Do śmietany i serka nie dodajemy cukru, więc choć całość ma wygląd dość słodkiego deseru jest po prostu zaskakująco niesłodki co, wierzcie mi robi robotę.

Uwielbiam desery, po których moje wnętrze nie jest przesłodzone i przeciążone. A zjedzenie dodatkowej porcji z czystego łakomstwa nie kończy się wyrzutami (nie tylko sumienia) Ten deser jest wprost idealny nie tylko na letnie party. Dodam tylko, że nie lubiłam bitej śmietany z mascarpone, a w tym zestawieniu jest po prostu rewelacyjna.

Wchodzi na stałe do moich deserowych MUST HAVE!!!!!

Ściskam i dajcie znać czy spodobał się Wam przepis.