Tara - biszkoptowa labradorka

Przypadki chodzą po ludziach. Marzyłam o biszkopciku z krótkim futerkiem, merdającym ogonem, fruwającymi uszami..... ale jak to bywa argumen...

Przypadki chodzą po ludziach. Marzyłam o biszkopciku z krótkim futerkiem, merdającym ogonem, fruwającymi uszami..... ale jak to bywa argument racjonalny wygrywał. Poza tym gdybym szukała konkretnego "modelu" złapałabym pierwszą lepszą bidę, której spojrzenie wkrada się w serce.

Mało tego powiedziałam dość, żadnych więcej zwierząt w domu. Po akcjach ze Zgredkiem nagminnie awanturującym się z Kruszynką, nie miałam sumienia zapraszać do tego towarzystwa jeszcze jednego zwierzaka.

Los - to tajemnicze coś, czego fenomenu nikt nie jest w stanie zrozumieć, a którego chichot już nie raz w życiu mnie zdziwił i tym razem zachichotał podsuwając biszkoptową labradorkę.

Stało się to nagle, dość szybko, bez specjalnego zapasu czasu na rozważania. Po prostu JEST I JUŻ.

Zwariowana, roześmiana, ze szczenięcymi ząbkami, wachlującymi uszami, tłukącym ogonem, ze swoja niezgrabnością 3 miesięcznego szczeniaka, ze swoim ufnym spojrzeniem, głębokim snem w piernatach pościeli, gryząca co się da, depcząca grządki....

Cieplutka, milutka, łakoma, pakująca się każdemu do łóżka. Drepcząca krok w krok z Zorą albo za mną. Kradnąca włóczki, puchate wypełnienia do patchworków roznosząc po całym ogrodzie.

Złowrogo szczekająca (uczy się od Zory) na przechodzących przed bramą ludzi i psy. Goniąca koty (o tu zawsze interweniuję, ale ona po prostu chce się bawić).






Po prostu TARA nowa członkini naszej rodziny



A teraz zmykam poszaleć z Tarą.

.



You Might Also Like

0 comments