podróże
WYSTARTOWAŁAM....
stycznia 22, 2009Chyba chodziło mi to po głowie....oglądam tyle pięknych blogów. Szkoda, ze mam tak mało czasu na pisanie. Ale moze z czasem rozwinę się :-))
Jesienią ubiegłego roku wybrałam się z moim tatą w piękną podróż sentymentalną, w rodzinne strony, moich dziadków i pradziadków.
Na dawne Kresy, a obecną Białoruś.
Podróż to o tyle niezwykła, że nigdy przenigdy nie wyobrażałam sobie, że dotrę do miejsca, gdzie mam swoje korzenie. Gdzie stał dwór moich pradziadków, gdzie mieszkali moi dziadkowie. Babcia była tutejsza, dziadek przyjechał z Warszawy. I tak połączyły się losy dwojga ludzi.
Zobaczyłam coś, co przez wiele długich lat było odległym punktem na mapie, miejscem o którym nawet nie śniłam, że zobaczę je z bliska.
Na dawne Kresy, a obecną Białoruś.
Podróż to o tyle niezwykła, że nigdy przenigdy nie wyobrażałam sobie, że dotrę do miejsca, gdzie mam swoje korzenie. Gdzie stał dwór moich pradziadków, gdzie mieszkali moi dziadkowie. Babcia była tutejsza, dziadek przyjechał z Warszawy. I tak połączyły się losy dwojga ludzi.
Zobaczyłam coś, co przez wiele długich lat było odległym punktem na mapie, miejscem o którym nawet nie śniłam, że zobaczę je z bliska.
Tak poznałam Baranowicze.
Dziadkowie mieli dom w Baranowiczach, a pradziadkowie dwór o wdzięcznej nazwie Jaroszuki. Położony wśród nowomyskich lasów.
Piękny, modrzewiowy otoczony lipami, z wieloma zabudowaniami gospodarczymi.
Dziś nie ma po nim śladu. Pozostał jedynie stary ul wydrążony w pniu drzewa. I tylko rzeka Myszanka zakręca się wokół dawnych dworskich siedzib. Ona podobnie jak ten ul byli niemymi świadkami dziejów historii, okrutnie pozbawiającej ludzi ich praw do tego co wypracowały pokolenia. Dziś na dawnych ziemiach należących do dworu powstała wieś, ziemia zaś jest własnością państwa. Jedyne co cieszy, że wieś dość bogata jest, co oznacza, że lud pracujący i z inwencją.... co jak tamtejsze warunki należy podkreślić jest niezbyt powszechne. Bo ogólnie podróż tam to jakby przeniesienie się w początek lat 90 w Polsce (nie mówiąc o inflacji, za chiny nie byłam w stanie połapać się w tych milionach rubli białoruskich). O kupowaniu rzeczy za ceny z sześcioma zerami już daaaaaaawno zapomniałam.
Dziadkowie mieli dom w Baranowiczach, a pradziadkowie dwór o wdzięcznej nazwie Jaroszuki. Położony wśród nowomyskich lasów.
Piękny, modrzewiowy otoczony lipami, z wieloma zabudowaniami gospodarczymi.
Dziś nie ma po nim śladu. Pozostał jedynie stary ul wydrążony w pniu drzewa. I tylko rzeka Myszanka zakręca się wokół dawnych dworskich siedzib. Ona podobnie jak ten ul byli niemymi świadkami dziejów historii, okrutnie pozbawiającej ludzi ich praw do tego co wypracowały pokolenia. Dziś na dawnych ziemiach należących do dworu powstała wieś, ziemia zaś jest własnością państwa. Jedyne co cieszy, że wieś dość bogata jest, co oznacza, że lud pracujący i z inwencją.... co jak tamtejsze warunki należy podkreślić jest niezbyt powszechne. Bo ogólnie podróż tam to jakby przeniesienie się w początek lat 90 w Polsce (nie mówiąc o inflacji, za chiny nie byłam w stanie połapać się w tych milionach rubli białoruskich). O kupowaniu rzeczy za ceny z sześcioma zerami już daaaaaaawno zapomniałam.
0 comments